In the beginning solo travel to Asia seemed a bit scary to me. Well, I don’t want to make it sounds dramatic, but my level of excitement was reaching 8/10, what doesn’t happen really often. Let’s say never. Yeah, I was super excited! To make sure I’ve made a good decision I’ve started looking for other brave solo travelers, crossing the foreign land with huge backpacks filled obviously only with necessary staff. I’ve found a lot of them, from different countries, in different age. It made me feel, that I am not alone.
What comes to your mind if you think – asian? I always thought that asian people are extremely nice, helpful and hospitable (and that’s all is actually true), so the idea of couchsurfing there seemed the only right one.” I will save some money, gain new experiences and meet locals, awesome! ” That’s what I thought… As you can see I was pretty well prepared to my big solo travel, and it would probably go all well if not… A random travel buddy who has decided to join me just few days before my departure! It meant that all my plans needed to be changed. Forget about spiritual adventure, discovering balinese philosophy and sleeping under the cloud surrounded by indonesian hosts…I had some doubts if it’s really a good idea to go there together, as my trip to Bali was one of my biggest dream and I treated is very serious, plus I didn’t really know the guy…? What if he will destroy my perfect plan? What if he won’t be active and will just sit in the swimming pool the whole day?! Luckily, none of my doubts was right. We found a common language and enjoyed the time to the fullest! And… I need to admit that (especially!) male travel partner might be very useful…He will fight down an enormous spider, help you carry a heavy bag and protect you in case of being trapped between horny locals (never happened, but theoretical – it could happen). I needed to slightly reorganise my plan… Saving money on food didn’t seem a good idea to him. But as we all know that hungry man is an angry man so there wasn’t anything to discuss about. He also wasn’t really keen to pose with me on the white unicorn, pink flamingo or with a pineapple on the head… I don’t really know why as I found it super funny, but well…Maybe next time. Anyways, we’ve finished sleeping in beautiful hotels (new collabs – always on plus!), sipping fresh coconuts in tropical beach clubs and we both came back with quite satisfying portfolio of holidays pictures.
I am pretty sure that one day I will go for a proper spiritual, solo travel. Being 24 hours only with ourself we learn a lot about who we really are. We don’t need to pretend anything, hide our feelings or show off to impress someone. We are who we really are. We react completely natural, instinctively, like animals. We are more likely to meet new people, bloggers, backpackers or locals, because we don’t focus just on each other. We spend less money being hosted by locals, or sleeping in cheap hostels, eating street and avoiding luxury entertainments. Having someone next to us means – compromise. If she is hungry, you both go grab some food, if he wants to go try surfing, you’re both going. It obviously has a lot of pros but sometimes we just simply spend money on something what we don’t really want to. Traveling with someone means being more responsible. You always know that you have someone next to you who you need to be responsible for. Or it can be opposite, traveling alone you’re more reasonable cause you know that there is no one who will take care of you in case something happens. But first of all, traveling alone for me equals f r e e d o m. You do whatever you want and whenever you’re fancy doing it. Spending 3 hours capturing beautiful monument? That’s cool, no one is rushing you. Waking up at 5am to watch the sunrise? Great idea, there isn’t anyone who’s gonna complain that’s far too early. If you wanna stay longer in a place cause you’ve loved it and you would love to see more, you just do it, because there isn’t a place you have to be on time the other day and you don’t have to be worried that your partner might find that idea completely insane as he thinks that this is place pretty boring.
But, do you know what I really miss while discovering the world alone? That there’s no one I could share it with… I would love to show that beautiful sunset, or view from the top my best friend or my mom! I want them to see it in real and know how it feels when you’re standing there on the top, feeling wind in your hair, you’re super tired and thirsty after hours of hiking. We can tell them loads of stories and updating them with pictures but they will never understand what how we felt in that particular moment.
Travels often connect people. You’re getting to know each other like you would be friends from ages. You laugh together, you cry together, you support each other and face to problems – together. But not always is like it. Sometimes traveling with someone you seems a great partner in a daily life might be a disaster. Suddenly you realise that your priorities are completely. While you want to go visit the city, the other person prefers chilling by the pool, we find ourself more open or close-minded, stressful situations may lead to arguments and the connection we had before suddenly disappears.
And how about you guys? You’re more kind of solo travelers or you prefer exploring new places having someone next to you?
Na początku samotna wyprawa do Azji, w której nigdy wcześniej nie byłam, wydawała mi się dość przerażająca. Okej, przerażająca brzmi może zbyt dramatycznie, ale dreszczyk emocji towarzyszący myślom o Bali spokojnie osiągał level 8/10, co w moim przypadku zdarza się wyjątkowo rzadko. Ekscytacja sięgała zenitu! By utwierdzić się w przekonaniu, że to na pewno dobra decyzja postanowiłam znaleźć inne solo travelers, które z plecakami równoważącymi je same zdecydowały się samodzielnie przemierzyć obcy, azjatycki ląd. Na szczęście osób takich było mnóstwo. W różnym wieku, różnych nacji. I już czułam się bezpiecznie. Azjaci zawsze wydawali mi się wyjątkowo sympatyczni, uczynni i gościnni (de facto właśnie tak jest), więc opcja couchsurfingu bezkonkurencyjnie wygrała wydając mi się jedyną słuszną. Oszczędność pieniędzy, nowe doświadczenia i lokalne znajomości – dokładnie tego potrzebowałam! Jak widzicie do podróży w pojedynkę przygotowana byłam całkiem nieźle. Ale…Los chciał, że kilka dni przed wyprawą znalazł się travel buddy, który swoją osobą postanowił umilić mi wyprawę. Tym samym plany o duchowym odkrywaniu samej siebie na drugim końcu świata i zgłębianiu balijskich filozofii życia poszły w niepamięć… Bałam się, że możemy się nie dogadać, jako, że nie znaliśmy się wcześniej zbyt dobrze. Co jak co, ale muszę przyznać, że kompan podróży (a zwłaszcza) płci męskiej jest całkiem pożyteczny. Unicestwi gigantycznego pająka, poniesie cięższy bagaż, czy odgoni napalonych tubylców (taka sytuacja akurat nie miała miejsca, ale potencjalnie – mogło się tak wydarzyć). Organizacja wyjazdu musiała ulec drobnym zmianom, mianowicie musiałam pożegnać się z ideą couchsurfowania u młodych, ciekawych świata Indonezyjczyków.Oczywiście ku mojemu zmartwieniu, ale jak to mówią – co się odwlecze to nie uciecze ( w sumie nie do końca zgadzam się z tym przysłowiem, ale niech już będzie…). Kolejny pomysł oszczędzania na jedzeniu poprzez niejedzenie, jedzenie owoców prosto z drzew lub żywienie się wyłącznie na lokalnych marketach również nie przeszedł, ale wiadomo, że głodny facet to zły facet, także temat ten nie podlegał dyskusji. Sesje z ananasem na głowie i na białych jednorożcu w basenie także muszą uzbroić się w cierpliowość …Plusy były takie, że spaliśmy w pięknych hotelach (na które sama nigdy bym się nie zdecydowała, ale był to efekt nawiązania nowych współpracy), spijaliśmy świeże kokosy w tropikalnych beach clubach i oboje wróciliśmy z całkiem pokaźnym portfolio wakacyjnych zdjęć, którymi bez skrupułów zamierzam zaspamowywać social media przez przynajmniej jeszcze kilka tygodni!
Wiem, że w podróż solo na pewno jeszcze się wybiorę. Przebywając w pojedynkę 24 na dobę odkrywamy jacy naprawdę jesteśmy. To prawdziwa podróż duchowa, wgłąb nas samych. Reagujemy zupełnie naturalnie, bo przed nikim nie musimy udawać, hamować się, kryć swoich emocji, czy też ich wyolbrzymiać. Jesteśmy bardziej skłonni do poznawania nowych ludzi, backpackersów, blogerów, autostopowiczy – bo zwracamy na ich większą uwagę i podświadomie szukamy sobie towarzyszy podróży na trasie. Łatwiej też nawiązujemy kontakty z tubylcami, wspomniany wcześniej CS jest idealny gdy podróżuje się samemu, a im więcej osób tym trudniej znaleźć nocleg (to raz) i też nie wszystkim takie podróżowanie odpowiada i czują się komfortowo koczując u zupełnie obcych ludzi (to dwa). Wydajemy mniej pieniędzy! Raczej jemy street food i próbujemy przysmaków na lokalnych straganach, niżeli stołujemy się w eleganckich restauracjach. Podróż z kimś to często pójścia na kompromis – jedna z osób chce pić/ jeść / wycieczkę / wpisz dowolne – robicie to razem, co często oznacza wydatki, których wcześniej wcale nie planowaliśmy. Natomiast ogromny plus przemierzania świata solo to w o l n o ś ć. Robisz to na co masz ochotę, kiedy tylko chcesz. Jeśli chcesz wstać o 5 rano na wschód słońca, to to robisz i nie musisz wysłuchiwać marudzenia koleżanki, czy partnera. Chcesz zostać dłużej w danym miejscu, bo uważasz je za fascynujące a jeden dzień zdecydowanie nie wystarczył? Zostajesz. Nie martwisz się tym, że musicie być gdzieś na czas, albo druga osoba totalnie nie podziela Twojej fascynacji. Jeśli przez 3 godziny chcesz fotografować dany obiekt – fotografujesz, aż do znudzenia.
Wiecie czego najbardziej brakuje mi, gdy odkrywam nowe, cudowne miejsca – sama? Tego, że nie mam obok nikogo z kim mogłabym się tym podzielić. Chciałabym pokazać ten widok z góry, czy zachód słońca najlepszej przyjaciółce, mamie, koledze, wszystkim! Chciałabym, żeby też mogli posmakować krewetek prosto z morza, świeżego ananasa zerwanego z drzewa, czy wspólnie ze mną nurkować po raz pierwszy w życiu. Nigdy nikt nie jest w stanie urzeczywistnić sobie naszych opowieści z podróży tak, jakby był tak razem z nami. Towarzyszy nam zbyt wiele uczuć i emocji, których nie jesteśmy w stanie przekazać.
Podróże często łączą, poznajemy kogoś od podszewki, wspólnie doznajemy nowych przeżyć, razem się cieszymy i razem płaczemy. Ale mogą też dzielić. Nie z każdym z kim na co dzień dogadujemy się bez problemów, załapiemy wspólny język będąc na drugim końcu świata. Okazuje się wtedy, że mamy zupełnie inne priorytety, w inny sposób chcemy spędzać czas, jedno leży, inne zwiedza, ktoś woli prażyć się w słońcu, inny zaszyć się w chłodnym muzeum, okazujemy się być bardziej otwarci lub zamknięci na nieznane nam dotąd kultury.
A jakie są Wasze odczucia? Wolicie podróżować z kimś, czy w pojedynkę?
PS. Po namyśle stwierdzam, że w życiu blogera ważne jest żeby podróżować z drugą osobą – przecież ktoś musi nam robić zdjęcia! 😉
3 Comments
Fantastic photos! Interesting conclusions! You are right! Maybe traveling alone means freedom but …. in addition to being free we want to be happy. And we want to share happiness with somebody…. 😊
I definitely agree with you! Let’s travel together next time <3
Lovely pics !