Ślęczę właśnie nad posto-przewodnikiem o Londynie i tak sobie wspominam. Dziś mija dokładnie rok i 5 miesięcy od mojej przeprowadzki.
Jak się tu znalazłam? W zasadzie zupełnie przypadkiem.
To był jeden z tych zimowych wieczorów kiedy leżysz przykryta kocem po szyję, popijasz herbatkę i wsuwasz pierniczki (w ramach przygotowania pojemności żołądka na święta of course)… A no i szukasz! Polujesz na bilety w jakieś idylliczne miejsce, gdzie słońce i gdzie plaża. Ewentualnie opaleni, umięśnieni barmani donoszący drinki z palemką, aczkolwiek nie był to must. Miała być Barcelona, ale trafił się Londyn. Pomyślałam, w sumie? Czemu nie… Raz kozie śmierć, miejmy to już za sobą! Przyznam, że perspektywa tej samej (o ile nie gorszej), przygnębiającej pogody, szarość, burość i ponurość docelowego miejsca średnio mnie fascynowała, no ale jak wiemy podróże to nie tylko leżenie plackiem na złotym piasku! Zadzwoniłam do przyjaciółki, zabukowałyśmy i poleciałyśmy!
Powszechnie wiadomo, że zawsze niezbyt trafnie lokuję swe uczucia. Tym razem było jednak inaczej.
Ledwo wysiadłyśmy z samolotu, powitało nas, uwaga: słońce!
(i takie widoki wieczorami jak na zdjęciu poniżej)
Zakochałam się w atmosferze tego miasta. Uśmiechniętych ludziach ze wszystkich możliwych krańców świata, wyjątkowej architekturze, jaką nie sposób znaleźć nigdzie indziej, historii przeplatającej się z najnowocześniejszymi rozwiązaniami, niezliczonej ilości restauracji, teatrów i…ach! Mogłabym tak wymieniać bez końca. Tak się jakoś szczęśliwie ułożyło (żadne tam zrządzenie losu, kpię sobie, po prostu trzeba było wybulić na bilet), że świętowałam nadejście Nowego Roku w Londynie! Nie wiem czy to ludzie, których wtedy poznałam, czy może magiczny klimat tego miejsca sprawił, że właśnie wtedy podjęłam decyzję, że chcę tu mieszkać, żyć! W Polsce zostawiłam wszystko, najlepszych przyjaciół, rodzinę, cudowne mieszkanie, pracę, samochód, kota i moje wygodne życie. Pragnęłam przygód i nowych wyzwań. Nie zawiodłam się. Początek nie należał do najprostszych, przyleciałam w ciemno, bez pracy, bez mieszkania i znajomych, za to z miernym CV i jeszcze mierniejszym angielskim. Przeszłam długą i krętą drogę, momentami nie było łatwo, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby się poddać! Obecnie mam za sobą 3 miejsca pracy i 2 mieszkania, nie wliczając koczowania na kanapie to tu, to tam…;) Więc nikt mi nie powie, że się nie da! Mieszkam w najcudowniejszej dzielnicy Londynu, mam pracę, z której jestem zadowolona, dwie najbliższe mi osoby przy boku, rozwijam swoje pasje i co dzień korzystam z uroków jednego z najbardziej wyjątkowych miejsc na świecie!
(z dziewczynami u mnie na dzielni;) gdy wszystkie razem macie jedno wspólne marzenie <3!)
Nie wiem jak długo tu zabawię, ale mam Wam sporo do opowiadania…:) Szykujcie się na ciąg dalszy londyńskich opowieści!
A na dobranoc Westimster w promienich zachodzącego słońca! Jak ja kocham ten widok!
4 Comments
Aga, gratuluję odwagi i powodzenia 😉
Ale miło słyszeć! 🙂 Dzięki :*!
A czym się zajmujesz zawodowo w Londynie jeśli można zapytać? Pozdrawiam
Poki co pracuje w brandy gastronomicznej, ale z kazdym dniem zblizam sie coraz bardziej do mojej wymarzonej pracy, czyli blogowaniem full time. 🙂