Jako, że postanowiłam zostać rasową blogerką, za punkt honoru postawiłam sobie profesjonalną sesję na South Kensington! Kto interesuje się trochę blogerskim światem, wie, że każda szanowana się królowa Instagrama pozuje przy śnieżnobiałych kamienicach, przynajmniej raz ( ale zazwyczaj jest to najpopularniejszy, najbardziej oblegany spot, stanowiący idealne tło do eksponowania stylizacji!).
Wyczekiwałam cały tydzień, aby wyciągnąć mojego najlepszego przyjaciela (+fotografa, stylistę) na całodniową sesję. Po długich namowach (i małym przekupstwie) dał się przekonać, juhuu!
Plan brzmiał następująco: zdjęcie ma być mega fashion, a ja mam wyglądać jak z wybiegu Victoria’s Secret (z tym, że w ubraniu). No cóż, outfit, moim skromnym zdaniem był niczego sobie! Od stóp do głów ubrana w Zarę, tak tak, poczynając od butów, a kończąc na naszyjniku, przy czym większość kupowana była na przecenach? Można? Można. Pewnym krokiem, z podniesioną głową, wyszłam z domu, skutecznie skupiając na sobie spojrzenia wszystkich przedstawicieli płci brzydkiej. Ha!
Co uwielbiam w pracy z moim M., to to, że a) jest szczery i bezpośredni oraz b) zna się na tym co robi.
M. wie, że jestem wymagająca i nie skończymy dopóki nie osiągniemy zamierzonego celu (czego w moim wyobrażeniu nigdy nie osiągamy, aczkolwiek kończymy, gdy jesteśmy już bliscy ideału, a M. pada z nóg i zaczyna marudzić.)
Dziś zrobiliśmy dokładnie 189 zdjeć, spośród których wybrałam 4 moje ulubione. Być może, słaby rezultat, ale do agencji modelek raczej się nie wybieram, więc nie ma się czym przejmować 😀
(…)”Grubo! Brzuch wciągnij! Podbródek, pamiętaj, schowaj podbródek! No jak Ty stoisz, jak sierota !!! Prawa noga do przodu! Cycki wielkie, wyglądasz jak stara maciora! “(…)
Przyznam, nie było łatwo. Starałam się naśladować pozy, które prezentował mi M., ale wyglądałam tak komicznie i pokracznie, że w większości przypadków kończyło się to jedynie lawiną śmiechu. Nie zapominajmy, że zazwyczaj mniej więcej w połowie sesji przychodzi moment kulminacyjny, gdy siadam zrezygnowana ze łzami w oczach stwierdzając, że chyba jednak się nie nadaję. Żadna ze mnie Kate Moss, a więc nie myślcie, że takie zdjęcie zrobicie mi jednym pstryknięciem, o nie! Wyciągnąć coś ze mnie to nie lada wyczyn! 99% ciała uważam za “za grube”, więc na zdjęciach męczymy się nad tym, aby je umiejętnie zatuszować i skupić się na atutach. Na przykład dzisiejszym atutem było to, że buty całkiem fajnie wydłużają nogi, a okulary zakrywają zdecydowaną część twarzy…
Ostatecznie, po 3,5 godzinach:
Jak Wam się podoba efekt końcowy ;)?
Buziaki!
Leave A Reply